niedziela, 10 listopada 2013

"This above all, to thine own self be true."-William Shakespeare

W srode (6.11) wyszlam za Justina Timberlake'a, a inne dziewczyny z mojego Child Dev.I wziely slub z innymi przypadkowymi osobami jako wstep do dlugoterminowego projektu.
Mielismy za zadanie przyniesc zdjecie osoby z ktora chcielibysmy wziac slub. Ja poszlam na latwizne i wycielam pierwszego celebryte ktorego zobaczylam w magazynie dostepnym w klasie. Z braku internetu nie bylo marsza weselnego, ale dostalismy obraczki (za male na nasze wielkie paluchy, ale za to z gigantycznymi plastykowymi kolorowymi oczkami) i nauczycielka odczytala przysiege ("i nie zastepowac Cie nikim innym az do konca trwania projektu").

W czwartek (7.11) jako ze byl dzien premiery cala obsada musiala sie elegancko ubrac.
Akurat tego dnia zamiast po ludzku siedzieci robic notatki na Child Dev. II mielismy gotowanie, malowanie i generalnie impreze, bo przynieslismy jedzenie. Oto efekt lekcji:
Po ostatnim dzwonku wrocilam prosto do domu by przez dwie godziny wmawiac sobie, ze przeciez jestem gwiazda (nawet jezeli nie odkryta i niepewna siebie) i powtarzac, ze mam nie panikowac i ze jestem wystarczajaco dobra by byc w tym miejscu mojego zycia.
O 5 moja host mama zawiozla mnie spowrotem do szkoly. W ciagu tych kilkunastu minut probowalam sie maksymalnie nakrecic muzyka jak tylko to bylo mozliwe. Efekt byl taki, ze gdy dotarlam na miejsce bylam w stanie delikatnego zdenerwowania ktore zaczynalo wzrastac do nieopanowanej paniki.
Wymalowalam sie, przebralam, dostalam swoj "secret psych" (anonimowy prezent, jak na mikolajki, zeby przed wystepem zrobilo sie nam milo).
O 6 zebralismy sie w pokoju choru na "circle time". Gralismy w gry majace rozruszac nasze umysly, ciala i aparaty mowy (nie znalam zadnej z rymowankek, ze to bylo az smieszne), wprowadzalismy sie w charakter, dziekowalismy technicznym dzieciakom (ktorych jest ze trzy razy wiecej niz aktorow) i zadedykowalismy sztuke dziewczynie z unerstudy, ktora az sie poplakala.
Skonczylismy pol godziny przed spektaklem i od tego momentu zaczelam delikatnie panikowac. Oraz wpadlam w maly dolek pod tytulem "chcialabym zeby moi rodzice mogli byc teraz na widowni".
Weszlismy na scene, stresowalam sie strasznie, ale po kilku pierwsztch minutach odnalazlam sie i zaczelam czuc sie komfortowo w tym co sie dzialo. Cwiczylismy przeciez tak dlugo!

Znamy sztuke tak dobrze, ze czasami niektorzy maja mozliwosc zmienienia wyrazu czy dwoch bez zmienienia sensu przedstawienia, tylko po to by sie z podroczyc z reszta. Na samym poczatku jeden z chlopakow mowi, jak strasznie nie chce tam siedziec i spieszy sie, poniewaz ma bilety na musical. W zaleznosci od nastroju podczas prob wrzucal tam "Fogle the musical" (Fogle to nazwisko rezysera i nauczyciela teatru), 'my first halloween because I'm from Poland the musical' lub tym razem "Europe the musical". Widownia sie nie zorientowala, a ja z trudem powstrzymywalam usmiech.

W przerwie miedzy aktami znowu zlapala mnie nerwowka, ale jak wczesniej minela gdy tylko zaczelimy grac.
Skonczylismy wielkim finalem, wyszlismy, weszlimy, ustawilismy sie by brawa przyjac w takich pozycjach:
Stalismy nieruchomo przez sekunde czy dwie, by ustawic sie na skraju sceny, zlapac za rece i po calej gamie rozbudowanych gestow wykrzyczec: "AND THIS ABOVE ALL, TO THINE OWN SELF BE TRUE", ktore jest mottem oddzialu teatralnego naszej szkoly.
Zeszlismy ze sceny i ustawilismy sie w main lobby by otrzymac cala mase pochwal i komplementow od widzow. Ludzie chwalili moj akcent, jeden gosc powiedzial, ze przykuwalam uwage za kazdym razem gdy sie odezwalam. Jako najwiekszy komplement (zarowno jezykowy jak i aktorski) odebralam pytanie skierowane do rezysera zaraz po sztuce. "Czy ona tak swietnie moduluje glos czy naprawde mowi z akcentem?". Dobrze, ze padlo do nauczyciela, bo ja pewnie zaczelabym krzyczec: "Stoi jak wol, nauczcie sie czytac, nieuki!"
Takie tam w biuletynie.
Podczas przerwy widzowie mogli wyslac nam roze z milym slowem lub papierowa gwiazde. Mam kilka, powiesze sobie na scianie obok tych wszystkich innych rzeczy ktore chomikuje w szufladzie.

To byl dobry dzien. Uwielbiam swiatlo reflektorow, uwielbiam teatr, uwielbiam te szalone teatralne dzieciaki, uwielbiam to uczucie w brzuchu zaraz przed wystepem, uwielbiam jak moja twarz sama sie usmiecha gdy stoje ramie w ramie z towarzyszami "niedoli" i slucham oklaskow. Uwielbiam wnosic w czyjec zycie troszke kultury ktora tak bardzo cenie w swoim. 
W piatek moj id i super-ego stoczyly wielka walke czy powinnam wstac czy nie. Mojemu super-egu udalo sie zmiazdzyc id i ja, chcac nie chcac, musialam zwlec sie z lozka.
Na Child Dev. I planowalismy swoj wymarzony miesiac miodowy. Jej, nie wiem za kiedy, czy i za kogo wyjde, ale juz jestem podekscytowana podroza. Tak podekscytowana, ze obawiam sie, ze odbede ja jeszcze zanim znajde kogos kto ze mna wytrzyma. Bo, jak mowi Waris Dirie, "wyrastam na buntowniczke, bezczelna i nieustraszona, a przeciez zaden mezczyzna nie zechce ozenic sie z kobieta, z ktora bedzie musial walczyc o przywodztwo." Nie zeby mnie to jakos przesadnie bolalo, czy cos. 

Tego dnia ominelam Global by pojechac z grupa z CDII do resource center by dowiedziec sie skad mozemy brac plany poszczegolnych lekcji, materialy, ksiazki i takie tam.
Niezmiernie mi sie podoba, ze nikt nie traktuje nas jak licealistek z nietypowym hobby, ale podchodzi sie do nas jak do mlodych osob ktore w nie tak dalekiej przyszlosci beda nauczycielkami. Tak ma byc.
W drodze powrotnej wciagnelysmy cztery pizze; nauczycielka byla pod wrazeniem, przyznala, ze dawno nie miala klasy tak bardzo nastawionej na jedzenie. 

Dzien minal przyzwoicie, o piatej wrocilam do szkoly i wykonalam wszytkie niezbedne czynnosci przygotowujace moje cialo do spektaklu przy akompaniamencie spiewow umuzykalnionej czesci obsady. Na plakacie skradzionym z pokoju orkiestry (za przyzwoleniem nauczyciela teatru, wiec nie az tak nielegalnie) zebralam podpisy i kilka cieplych zdan od aktorow i kilku moich ulubionych techow.
O 6 znowu zebralismy sie na circle time. Znowu wykonalismy cwiczenia, wyciszylismy, wprowadzilimy w charakter i znowu trojka prowadzaca kolko zaczela dedykacje.
Mowili, jak bardzo ciesza sie, ze dana osoba jest z nimi, jak bardzo pozytywnie nakreca wszystkich naokolo, jak ciezko pracuje i robi postepy, jak nie narzeka i nie jeczy, jak spelnia swoje obowiazki bez marudzenia i zawsze z gigantycznym usmiechem, jak jest w stanie wywolac go na twarzach innych, jak bardzo milo jest spotkac ktosia po ciezkim dniu i jak przy tej osobie sa w stanie zapomniec o troskach. Jak bardzo chcieliby poznac ktosia lepiej.
A ktosiem jest... wszyscy rytmicznie uderzamy dlonmi o kolana... rozgladam sie po twarzach starajac sie wywnioskowac kto to moze byc i nagle... slysze swoje imie. W glebokim szoku nie jestem w stanie w to uwiezyc? Ja? Z tym moim martwieniem sie wszystkim? Ja osoba ktora poprawia ludziom dzien?
Mialam male marzenie, by zostac osoba ktorej dedykuje sie spektakl, ale nigdy w zyciu tego nie oczekiwalam. Nim sie zdazylam obejrzec prowadzacy (w skladzie rezyserka-uczennica, aktor i aktorka) leca mnie sciskac. Uronilam kilka lez, ale tylko kilka, by nie zniszczyc scenicznego makijazu. Wyprzytulalam wszystkich (pieknie sie zgralo z "hug an exchange student day") i mialam rozswietlony caly wieczor. Nawet gdy 20 minut przed wyjsciem na scene przychodzi dziewczyna z techu i mowi, ze rezyser gdzies zaginal i nie wiadomo czy dotrze, ze nie mamy nozy ktore on mial przy sobie, a naokolo ktorych kreci sie cale przedstawienie i ze mamy przygotowac improwizacje. (Rezyser w koncu dotarl i nie bylo takiej potrzeby).
Z Laurel zaraz przed wystepem.
Po spektaklu pojechalismy do Red Robin na niezdrowe zarcie i milkshake'a z dolewka w ramach tradycyjnego "cast&crew dinner". Bylo niesamowicie, kurcze, jestem na najlepszej drodze do zyskania nowej rodziny. Siedzielismy i gadalismy do momentu gdy ja zapomnialam "how to english", a moje oczka same sie zamykaly.

W sobote (9.11) pospalam do jedenastej, zjadlam sniadanko i dostalam telefon od oficera wymiany czy nie mam przypadkiem ochoty pomoc przy sprawach Rotary. Jasne, ze mialam. Po to tu jestem by wychodzic z domu przy kazdej mozliwej okazji.
Tak wiec poszlam i obklejalam slowniki naklejkami. Rotary w moim dystrykcie co roku daje trzecioklasistom slowniki angielsko-angielskie. Teraz juz wiem, ze musze sie uczyc, bo jak nie to wyladuje w fabryce i umre po tygodniu. Rotarianki machaly tymi naklejkami jak szalone, a ja ledwo nadazalam.
Po pracy i przekasce odwiezli mnie do domu, gdzie przygotowalam sie do przedstawiena i o 5 znowu pojawilam sie w szkole. I znowu makijaz, stroje, dzikie tance do muzyki z 'mamma mia', circle time, wystep. W pewnym momencie spektaklu wpadlam w paranoje, ze cos calkowicie zle powiedzialam, ale szybko sie pozbieralam. I dalam z siebie wszystko. 
Po wystepie uprzatnelismy wszystko grajac w najglupsza gre na swiecie, zapakowalismy swoje artystyczne tylki do aut, wcale nie urzadzilismy wyscigow i odbylismy "cast&crew party". Duzo pizzy, duzo czipsow, duzo muzyki z broadwayu, ognisko, gry wideo, bajki disneya, spiewanie na glos i cale to teatralne szalenstwo na raz.
Przyjecie skonczylo sie kolo pierwszej, a szescioro nas zostalo na sleepover. 

W niedziele (10.11) wrocilam do domu chwile przed poludniem, zjadlam drugie sniadanie (ale nie drugie sniadanie, w sensie lunch. Drugie sniadanie w sensie kolejne sniadanie) i poszlam spac, by wstac po kilku godzinach i wszamac pol paczki ciasteczek.
Praca nad spektaklem byla niesamowita, tak samo jak wystep i ludzie ktorych mialam szanse spotkac. Przez te dwa miesiace pracy nad "12 angry jurors" duzo sie nauczylam, zdobylam niezapomniane wspomnienia i w koncu czulam sie jak pomiedzy przyjaciolmi, calkowicie zaakceptowana. Decyzja o wstapieniu do spektaklu byla chyba najlepsza ktora podjelam podczas calej dotychczasowej wymiany. 

I teraz nie ma opcji, bym nie zaczela chichotac przy zdaniu "he's in advertising" lub wspominajac cala akcje ze slowem "dinglehick".
OOOOOOOOOOOooooooooo.

4 komentarze:

  1. Początek mnie totalnie rozwalił xD Zazdroszczę fajnej nauczycielki :)
    Co to ten cały secret psych?? :) Co dostałaś?? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Secret psych polega na tym, ze losuje sie karteczke z imieniem osoby z obsady i robi sie im prezent, anonimowo.
      Ja dostalam caly wor slodyczy, w tym takie o ktorych nigdy nie slyszalam, na przyklad czekolade tomblerone o smaku solonych migdalow. Jeszcze nie mialam odwagi sprobowac ;)

      Usuń
  2. co dokładnie znaczy to hasło teatralne będące tytułem notatki?
    a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "A nade wszystko: pozostan wierny sobie/ zyj w zgodzie ze soba."
      Ale to poezja, to Szekspir, nie osmiele sie powiedziec, ze moje tlumaczenie jest dobre.

      Usuń