piątek, 22 listopada 2013

"Przede wszystkim jędrny mózg."- Jakub Żulczyk

W poniedzialek (18.11) zorientowalam sie, ze ospa to po angielsku (w starym uzyciu) mala kila (smallpox, pox). Cieszylam sie tym odkryciem przesadnie dlugo, przywilej wieku. Toc nie jestem jeszcze dorosla, nie?

To, ze amerykanie dziwia sie, ze nie obchodzimy Halloween mozna im jeszcze wybaczyc- to swieto kulturowe, nie historyczne, mozna sie zaplatac. Jednak to, ze dziwia sie brakiem swieta dziekczynienia w krajach europejskich jest co najmniej niepokojace. We wtorek (19.11) rozmawialam o planach na przerwe zwiazana z thanksgiving. Strasznie sie ekscytowalam, bo to w koncu moje pierwsze thanksgiving w zyciu. Jedna z dziewczyn nie mogla w to uwierzyc i mowi:
-Nie macie halloween, nie macie thanksgiving... Dlaczego?
-Wiesz, thanksgivng jest zwiazane z Wasza historia, w Polsce nie mielismy Indian i Pielgrzymow, wiec troche to swieto nie mialoby sensu.
-Wait, so what, maybe nie obchodzicie tez 4. lipca!? (4 lipca to swieto niepodleglosci USA)
W tym momencie mialam ochote wywrocic oczami i powiedziec "DAAAAAAAAAAaaaaaa, geniuszko", ale wczuwam sie w swoja role pozytywistycznej nauczycielki, wiec z poczciwym usmiechem mowie:
-No tak, nie obchodzimy. Czy Wy obchodzicie swieto niepodleglosci Meksyku?
-Eeee, mam urodziny w swieto niepodleglosci Meksyku.
W tym momencie moja szczeka wyrznela w podloge. Nie moglam uwiezyc w przebieg tej rozmowy.

W srode (20.11) moja nauczycielka chinskiego wielkodusznie powiedziala mi, ze moja wymowa jest do dupy i ze po powrocie nikt nie uwierzy, ze bylam w Stanach (ja mam odmienna opinie- wroce taka okroglutka, ze nikt nie uwierzy, ze kiedykolwiek mieszkalam w Polsce). W kazdym razie kazala mi powtarzac "a big haaat' bym mogla pocwiczyc moje niepoprawne "ae". Swoja droga troche nie fair, zeby kobieta ktora mieszka w Stanach przez co najmniej dwadziescia lat i nadal mowi z mocnym chinskim akcentem najezdzala na mnie, ze po trzech miesiacach moj akcent nie jest amerykanski. Bijacz, to nie takie latwe z moim absolutnym brakiem sluchu. Troche juz dla mnie za pozno.
Staralam sie wygladac jakbym byla raczej wdzieczna za pomoc, niz dotknieta, ale prawda byla taka, ze skonczylam tak zdolowana, ze przez cala lekcje wypowiedzialam moze ze dwa zdania co w moim przypadku znacznie odbiega od normy.
Po lekcjach mialam ochote zakopac sie pod koldra jedzac jedzenie, ale zapanowalam nad pragnieniami nie sprzyjajacym rozwojowi osobniczemu i poszlam na przesluchanie do "one acts". Dobrze zrobilam, bo natknelam sie na dzieciaki z ktorymi wystepowalam w "12 angry jurors" i moj humor skonczyl na ponadprzecietnym poziomie.
Po powrocie do domu wyzalilam sie host mamie, ktora kazala mi sie nie przejmowac, oraz opowiedziala kilka historii co nauczycielka powiedziala mojej host siostrze gdy ta brala chinski (miedzy innymi "masz za szerokie ramiona, nie znajdziesz chlopaka bo mezczyzna sie bedzie czul przytloczony". Zaznacze, ze w tamtym czasie moja siostra plywala w druzynie collegu, na jakims strasznie wysokim poziomie.) lub ile razy zadzwonila do mojej host mamy kazac jej wplynac na moja siostre by wziela Chinski II.

W czwartek (22.11) zerwalam sie z lozka juz o 4:30 i juz o piatej siedzialam w cieplutkim aucie by o 5:30 wyruszyc autobusem pelnym uczennic z Leonardtown High School jak i rowniez dziewczyn z Chopticon High School do Waszyngtonu. Musze przyznac, ze tak sie zaprawilam we wczesnym wstawaniu, ze nie robi to juz na mnie wrazenie.

W Waszyngtonie odbywala sie doroczna konferencja&expo NAEYC (National Association for the Education of Young Children). Z nieznanych mi wzgledow troche sie spoznilysmy, ale udalo nam sie otrzymac trzy minutowe szkolenie (z ktorego dwie minuty i czterdziesci piec sekund uwazam za zbedne) oraz plakietki.
Konferencja kosztowala jakies straszne pieniadze, ale nauczycielka wkrecila nas jako wolontariuszki. Nasza praca polegala na liczeniu ludzi w przypisanym nam pokoju na poczatku i na koncu sesji. W miedzyczasie mialysmy uczestniczyc w kazdym wykladzie na ktory mialysmy ochote, jednak wybor nie byl latwy.

Jako pierwsza sesje wybralam "The world is all around us: Creating a culturally responsive classroom and school community". Musialam wyjsc z glownego budynku i odbyc dluga droge przez dwie pary swiatel az do Renaissance Washington Downtown Hotel (w tym miejscu jest niezbednie istotne by wspomniec jak bardzo szczesliwa jestem z faktu, ze preferuje karimate/lozko polowe/materac na podlodze byle tylko w dobrym towarzystwie i za tanio, bo inaczej popadlabym w kompleksy, ze nigdy nie bede wystarczajaco bogata by spac w takim hotelu). W kazdym razie mialam farta, bo udalo mi sie wyczaic jakas kobiete, ktora szla w to samo miejsce, wiec poszlysmy razem.
Zajecia byly ciekawe, duzo anegdotek i wyciagania informacji o samym sobie, rozmowa o ukrytym rasizmie o ktorym nawet nie zdajemy sobie sprawy. Troszke przypominalo mi to sekciarskie wciaganie ludzi do jakiejs organizacji, pytania na ktore odpowiadasz w swojej glowie, przyjazni ludzie i prowadzacy ktorzy pewnie mowia to samo po raz enty. Niemniej jednak bylo bez przesadyzmu i sprawialo mi przyjemnosc, wiec uwazam te warsztaty za udane.

Pol godziny przerwy (dzizaaaaaz, kto potrzebuje az pol godziny?), jakies bieganie w te i z powrotem, az w koncu powrocilam do budynku hotelu dla ludzi ktorzy nie maja na co wydawac pieniedzy, wiec wydaja je na zbedne luksusy, by wziac udzial w sesji pod wdziecznie brzmiacym tytulem "From Daddy's roommate to Different Dragon: a conversation about the evolution of LGBT inclusive literature for young children'. Brakowalo mi mojej polskiej przyjaciolki, bysmy mogly sie razem smiac jak niedostatecznie fancy jestesmy by przebywac w takim towarzystwie, ale jakos dalam rade. Po omowieniu terminu "inclusive" i pierwszej ksiazki ("Daddy's roommate") ktora uznalismy za nie do konca inclusive, ale jako pierwsza w ogole wydana ksiazka tego typu byla wystarczajaca dobra, zostalismy podzieleni na grupy, z czego kazda czytala jedna ksiazke i dyskutowala na jej temat, by pozniej podzielic sie opiniami i opisem ksiazki z reszta. Przebieg dyskusji jest w tym momencie nie wazny, raczej chcialam powiedziec, jak mi sie zaswiecily oczy gdy jedna z kobiet pragnac podac przyklad uzyla zwrotu "ja i moja zona". Az mi sie swiat rozjasnil, zapalila sie lampka nad glowa, teczowe konfetti spadlo na glowe i zostalam obsypana blyszczacym brokatem. Aaaaach, no tak, Waszyngton, nie Warszawa.

Nastepnie mielismy poltorej godziny (POLTOREJ godziny) przerwy na lunch. Nie wiem jak Wam, ale mi zjedzenie kanapki zajmuje 30 sekund, moze minute. W tym czasie moglabym pojsc na dodatkowa sesje, ale nie, musimy miec poltorej godziny na krecenie sie w kolko. Poszlam zobaczyc Exhibition Hall, duzo pokazow rzeczy do daycare centers i pierdolek. Kupilam kilka przypinek i naklejek na moje polskie drzwi (tesknie za moim polskim pokojem, byl taki... MOJ, spersonalizowany. Moja osobista przestrzen) i kawe (w starbucksie, bo gdzie. Czekam az zaczna im kazac nosic swiateczne czapeczki do pary z tymi wszystkimi pierniczkowymi latte ktore sprzedaja), jako ze mialam kryzys wywolany przez wczesne wstawanie.
Posiedzialam na schodach obserwujac otoczenie i po policzeniu ludzi skierowalam sie na trzecia sesje, "stolen childhoods- migrant, refugee, and stolen children yesterday and today". Pierwsze dwie kobiety byly kiepsko przygotowane. Nawklejaly do powerpointa tekstu i numerkow, podlaczyly komputer i czytaly z ekranu raz po raz sie gubiac i gadajac bzdury. Przegladalam swoj folder w te i we wte, bawilam sie telefonem (dopadlo mnie, kurza twarz) i staralam sie nie wykrzyczec na glos lekcji na temat udzielania prezentacji ktore dala mi mama.
Gdzies tak po polowie czasu przeznaczonego na wyklad na podwyzszenie wyszla inna kobieta i zaczela mowic o swojej ksiazce dla dzieci (teoretycznie, bo w praktyce ledwo ja wspomniala). Mowila o historii niewolnictwa z perspektywy ludnosci afrykanskiej (mieszkala w Kenii przez 11 lat), o sytuacji kobiet, o roznicach oraz o programach pomocy. Nie miala zadnej prezentacji, zadnego laptopa, stala i mowila, a byla tak energetyczna i ciekawa, ze wszyscy sluchalismy z zapartym tchem. Niestety musialam wyjsc podczas pytan od publicznosci (liczenie nie poczeka, nie?), ale jestem zadowolona, ze bylam na tym wykladzie, nawet jezeli pierwsza czesc byla kiepska.

Nad wyborem ostatniego wykladu bardzo sie wahalam, ale w koncu zdecydowalam sie na "planning billingual learning activities for toddlers and preschoolers" jako ze w przyszlosci chcialabym nauczac wlasnie jezyka obcego. Okazalo sie jednak, ze wybor tego wykladu byl bledem, duzo wiecej wynioslabym z warsztatow o nawiazywaniu pozytywne relacji z chlopcami przez kobiety-nauczycielki lub o tym, jak pomoc dzieciom przejsc przez traume.
Przede wszystkim byly dwie prowadzace, z czego jedna mowila po hiszpansku, a druga tlumaczyla. Czyli generalnie przez polowe czasu nie rozumialam co sie dzieje. Dodatkowo zamiast mowic wspomaganiu uczniow dwujezycznych, zaczely mowic jak zrobic kapelusz z paper marche lub pilke lub jak oznaczyc krzeselka zeby dzieci costam. Ludzie powoli sie zmywali. Dwa razy ktos sie zglaszal pytajac, jak te dzialania mialyby pomoc ich uczniom, ktorzy znaja angielski jako drugi jezyk lub nie znaja wcale. Za kazdym razem odpowiedz byla "w koncu do tego dojdziemy". W koncu jakas kobieta sie zdenerwowala i mowi "sluchajcie, jestesmy tu, zeby sie nauczyc jak pomoc naszym dwujezycznym uczniom. Siedzimy tu juz ponad pol godziny i nawet nie zaczelismy". Odpowiedz ktora padla byla jakajaca i niepewna, ze celem tego wystapienia nie mialo byc powiedzenie nam jak pomoc uczniom bilingualnym, tylko przedstawienie nam jakie generalnie activities mozna robic z uczniami, prowadzone w dwoch jezykach dla nauczycieli, ktorzy maja problemy z angielskim (nie wspomne, ze niektore sesje bylo oznaczone przypisem "odbedzie sie w jezyku hiszpanskim", a ta czegos takiego nie miala) oraz, ze "zaraz do tego dojdziemy". Mialam serdecznie dosyc tego dochodzenia, wiec wynioslam sie z sali, by spedzic nastepne 45 minut sluchajac o zaangazowaniu latynoskich rodzicow w edukace swoich dzieci. Whatever.

Ostatnia prezentacja skonczyla sie o 4:30, kiedy to spotkalam sie z reszta wycieczki i po jakims czasie wsiadlysmy do autobusu by pojechac do domu.

W piatek (22.11) ze wzgledu na rocznice zabojstwa Kennediego mielismy ogloszenie przez glosniki, chwile ciszy (ale nie wiecej niz 5 sekund) i krotka dyskusje.
Podczas angielskiego pisalismy essay, ktory wymagal wybrania bohatera z "The adventures of Huckleberry Finn" i opisania ktorym typem postaci jest. Musze sie pochwalic, ze poprawnie uzylam slowa "indicate", zupelnie z glowy i bez przesadnego myslenia o tym (zastanawialam sie tylko skad ono sie w mojej glowie wzielo). Brawo ja, moj angielski nadal jest do dupy.

Zaczelam sie rowniez ekscytowac, ze za tylko troszke ponad miesiac bede miala 18 lat. Amerykanie zupelnie nie rozumieja o co mi chodzi, wiec ekscytowalam sie z Norwezka, ktora bedzie miala urodziny miesiac po mnie.

A wieczorem pisalam smski z nauczycielka Child Development. NAWET SOBIE NIE WYOBRAZACIE JAKIE TO NIEZRECZNE.

4 komentarze:

  1. "Nie macie halloween, nie macie thanksgiving... Dlaczego?" - matko, czemu niektórzy muszą być tak niezorientowani w historii innych narodów? Takie zachowania mnie strasznie dobijają.

    No to już teraz życzę Ci z okazji osiemnastki (później zapomnę ;)) - zdróweczka, dobrego samopoczucia, wielu okazji do uśmiechu, optymizmu i radości, jak najlepszych przygód na wymianie, idealnego angielskiego i świetnej wymowy "ae" oraz spełnienia wszystkich marzeń ;)

    Wiesz, zdaję sobie sprawę, jakie to może być niezręczne, bo kiedyś mailowałam i smsowałam z jedną z nauczycielek. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wymagajmy od nich historii innych narodow, toc my tez nie znamy na przyklad historii Brazylii, a ona jest 6 najwiekszym krajem na swiecie, w odroznieniu od malutkiej Polski.
      Ale historie WLASNYCH swiat mogliby znac ;)


      I dziekuje za zyczenia!

      Usuń
  2. lubię twój blog, nie jest przesłodzony, jak to często bywa z blogami na wymianie w USA :) trzymaj się i nie dawaj się podstępnemu ae / ea :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń