sobota, 17 sierpnia 2013

Pierwsze dni (czyli najmniej kreatywny tytuł w historii)

Ashley miała problem z samolotem (odwołany lot z Szikago) i dotarła do nas dopiero o 16 w czwartek. Zjadłyśmy obiad i przeszłyśmy się po starym mieście (zdjęcia nie nadają się do publikacji ze względu na mój strój który został skompletowany z rzeczy nienadających się do wzięcia na wymianę). W każdym razie spędziłyśmy miłe popołudnie i wieczór.

Przespałam się cztery godzinki (największy problem miałam nie z zaśnięciem, lecz ze wstaniem), pojechałam na lotnisko, gdzie zupełnie niespodziewanie pojawiły się moje przyjaciółki z upominkami (przez które śmiałam się sama do siebie podczas przerwy w lotach w Monachium), o 6:40 wsiadłam i już mnie nie było!
Na lotnisku w Monachium spotkałam chłopaka, który brał udział w wymianie Rotary z Indii do Kanady 2008/09. Czaaaad! Dopiero sobie uświadamiam jak potężną organizacją jest Rotary.

Na temat lotu miałam zamiar napisać tylko, że dziewczyna obok mnie zastanawiała się CZYM JEST TO CAŁE COŚ KTÓRE MAM W JEDZENIU (tofu) i pozachwycać się Grenlandią. Generalnie nie lubię zdjęć z okna samolotu (nuuuudaaaaa), ale Grenlandia jest tak śliczna, że aż wyjęłam aparat z dna bagażu. Moja fascynacja tym regionem wzrosła, kiedyś tam pojadę!

W samolocie siedziałam prawie na końcu. W środkowym rzędzie za mną siedziało kilku facetów o pakistańsko-arabskich rysach, jednak bez bród czy turbanów. Ludzi tego typu było tam całkiem sporo (chociażby były exchange student z Mumbaju). Gdy do lądowania zostało jakieś pół godziny jeden biały mężczyzna w luźnej koszuli wyjął nagle odznakę policji federalnej (jak powiedziała moja współpasażerka, ta od tofu) i kazał im wstać i przejść na koniec samolotu. Po cichu, bez robienia chaosu, ale my na naszych prawie ostatnich miejscach zauważyliśmy. Przeszukał ich dokładnie obstawiany przez stewardów, kazał siedzieć i mieć ręce na widoku. Wykonywał połączenia telefonem na pokładzie. Gdy dolecieliśmy i zaczęliśmy wstawać po bagaże poproszono nas o ponowne zajęcie miejsc. Do samolotu weszło ośmiu czy dziesięciu policjantów (w różnych mundurach). Ten z policji federalnej wyjął bagaże podręczne tych zatrzymanych i podziękował nam za współpracę. Dziewczyna od tofu troszkę panikowała, ja czułam się jak w filmie.

Następnie kolejki, paszporty, kolejki, deklaracje celne. Miałam strasznie głupią obawę, że mnie nie wpuszczą do kraju i gdy młody (i przystojny, hi hi) funkcjonariusz od paszportów najpierw tylko rzucił okiem na mój paszport a następnie dosyć intensywnie patrzył na moją marynarkę Rotary zaczęłam opowiadać  o wymianie. Użyłam całego swojego uroku osobistego i muszę przyznać, że nie rzucił okiem na paszport po raz drugi :) Następnie zamieniłam kilka słów przy odprawie celnej. Zostałam zapytana co do jedzenia wwożę (krówki i dwa batoniki z podróży). Na pytanie czy nie mam mięsa roześmiałam się, że jestem wegetarianką. Oficer z uśmiechem powiedział, że z nami nigdy nie wiadomo bo przecież wegetarianie jedzą kurczaki. Na mój zarzut, że mają kiepskich wegetarian w Ameryce niemalże poklepał mnie po ramieniu i mogłam przejść by spotkać moją nową rodzinę!

Są strasznie super. Moja najstarsza siostra (mam dwie) zachowuje się dokładnie jak ja- gdy zaczyna się ekscytować mówi strasznie szybko. A ja i tak rozumiem 98% tego co do mnie mówią!

Do tej pory (a to dopiero pierwszy dzień) widziałam butlę keczupu o objętości 2,8 litra, szampon który dostałam wystarczy mi chyba na cały rok, byłam na wyprzedaży garażowej i zdążyłam wykorzystać bycie wymieńcem ("dzień dobry, jestem tutaj na wymianie z Europy i u nas nie ma takich samochodów pocztowych. Czy mogę zrobić zdjęcie?").


Zwiedziłam Wallmart i nie macie pojęcia czym się przejechałam!

Zostałyśmy opieprzone (ja i moja siostra, którą jakaś dziewczynka wzięła za moją bliźniaczkę!) przez jakąś kobietę i poproszona o odstawienie tego na miejsce. Zgadnijcie jakiej wymówki użyłam, gdy później złapała nas w przejściu by wyjaśnić dlaczego się zdenerwowała? Tak jest: "bo ja jestem z wymiany i my nie mamy takich rzeczy w Europie". I tu BUM, okazało się, że kiedyś gościła Koreańczyka. Właściwie z kim bym nie rozmawiała to albo kogoś gościł albo zna kogoś kto gościł. I wiecie co? Ani razu po powiedzeniu, że jestem z Polski nie usłyszałam "Holland". Wszyscy coś kojarzą. Mój host brat doskonale zna Kopernika i sam wyjaśnił rodzicom kim był, mój host tata zapytał o Marię Skłodowską-Curie, moja host mama jest fanką historii i gdy tylko wyjęłam prezent związany z Solidarnością wiedziała co się dzieje :)
Na razie zdziwiło mnie tylko, że chodzą po domu w butach. Myślałam, że to tylko taki filmowo-serialowy zabieg :)

A z serii "pokaż nam jak mieszkasz":

Ten koc wiszący na łóżku przedstawia mapę Maryland z obrazowo zaznaczonymi atrakcjami i symbolami!
A za tymi drzwiami mam małą garderobę. Mogę kupić duuuużo rzeczy :)
A to moja własna, prywatna łazienka! Jej, witaj wanno <3
Strasznie mi się podoba, może poza tym, że wszystko ma trzy razy więcej cukru niż w domu. Na przykład to:

W środę zaczyna się szkoła, w poniedziałek jest tak zwane orientation. Troszkę się niepokoję jak sobie poradzę ze szkołą, ale to chyba dlatego, że ja muszę się czymś martwić ;) 

Jej, nie mogę uwierzyć, że tu jestem!

4 komentarze:

  1. Co o solidarności im kupiłaś?
    powodzenia!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mojej młodszej host siostry (11) przywiozłam dwie lniane torby- jedną z bocianami i napisem "Made in Polska", drugą z tym takim czerwonym napisem "Solidarność" :)

      Usuń
  2. Fajny wpis. Masz bardzo ładny uśmiech :D
    Genialna przygoda z tą policją federalną, rzeczywiście można poczuć się jak na filmie xD Masz bardzo ładny pokój :)
    Czekam na kolejną notkę. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę że pobyt w US zaczął się świetnie, oby tak zostało! powodzenia! I czekam na następny wpis!
    PS: Śliczna jestes i bardzo optymistyczna!:)
    Zapraszam
    http://im-living-my-american-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń