Ashley miała problem z samolotem (odwołany lot z Szikago) i
dotarła do nas dopiero o 16 w czwartek. Zjadłyśmy obiad i przeszłyśmy się po
starym mieście (zdjęcia nie nadają się do publikacji ze względu na mój strój
który został skompletowany z rzeczy nienadających się do wzięcia na wymianę). W
każdym razie spędziłyśmy miłe popołudnie i wieczór.
Przespałam się cztery godzinki (największy problem miałam nie
z zaśnięciem, lecz ze wstaniem), pojechałam na lotnisko, gdzie zupełnie niespodziewanie
pojawiły się moje przyjaciółki z upominkami (przez które śmiałam się sama do
siebie podczas przerwy w lotach w Monachium), o 6:40 wsiadłam i już mnie nie
było!
Na lotnisku w Monachium spotkałam chłopaka, który brał
udział w wymianie Rotary z Indii do Kanady 2008/09. Czaaaad! Dopiero sobie
uświadamiam jak potężną organizacją jest Rotary.
Na temat lotu miałam zamiar napisać tylko, że dziewczyna
obok mnie zastanawiała się CZYM JEST TO CAŁE COŚ KTÓRE MAM W JEDZENIU (tofu) i
pozachwycać się Grenlandią. Generalnie nie lubię zdjęć z okna samolotu
(nuuuudaaaaa), ale Grenlandia jest tak śliczna, że aż wyjęłam aparat z dna
bagażu. Moja fascynacja tym regionem wzrosła, kiedyś tam pojadę!
W samolocie siedziałam prawie na końcu. W środkowym rzędzie
za mną siedziało kilku facetów o pakistańsko-arabskich rysach, jednak bez bród
czy turbanów. Ludzi tego typu było tam całkiem sporo (chociażby były exchange
student z Mumbaju). Gdy do lądowania zostało jakieś pół godziny jeden biały
mężczyzna w luźnej koszuli wyjął nagle odznakę policji federalnej (jak
powiedziała moja współpasażerka, ta od tofu) i kazał im wstać i przejść na
koniec samolotu. Po cichu, bez robienia chaosu, ale my na naszych prawie ostatnich
miejscach zauważyliśmy. Przeszukał ich dokładnie obstawiany przez stewardów,
kazał siedzieć i mieć ręce na widoku. Wykonywał połączenia telefonem na
pokładzie. Gdy dolecieliśmy i zaczęliśmy wstawać po bagaże poproszono nas o
ponowne zajęcie miejsc. Do samolotu weszło ośmiu czy dziesięciu policjantów (w
różnych mundurach). Ten z policji federalnej wyjął bagaże podręczne tych
zatrzymanych i podziękował nam za współpracę. Dziewczyna od tofu troszkę
panikowała, ja czułam się jak w filmie.
Następnie kolejki, paszporty, kolejki, deklaracje celne. Miałam
strasznie głupią obawę, że mnie nie wpuszczą do kraju i gdy młody (i
przystojny, hi hi) funkcjonariusz od paszportów najpierw tylko rzucił okiem na
mój paszport a następnie dosyć intensywnie patrzył na moją marynarkę Rotary
zaczęłam opowiadać o wymianie. Użyłam
całego swojego uroku osobistego i muszę przyznać, że nie rzucił okiem na
paszport po raz drugi :) Następnie zamieniłam kilka słów przy odprawie celnej.
Zostałam zapytana co do jedzenia wwożę (krówki i dwa batoniki z podróży). Na
pytanie czy nie mam mięsa roześmiałam się, że jestem wegetarianką. Oficer z
uśmiechem powiedział, że z nami nigdy nie wiadomo bo przecież wegetarianie
jedzą kurczaki. Na mój zarzut, że mają kiepskich wegetarian w Ameryce niemalże poklepał
mnie po ramieniu i mogłam przejść by spotkać moją nową rodzinę!
Są strasznie super. Moja najstarsza siostra (mam dwie) zachowuje się
dokładnie jak ja- gdy zaczyna się ekscytować mówi strasznie szybko. A ja i tak
rozumiem 98% tego co do mnie mówią!
Do tej pory (a to dopiero pierwszy dzień) widziałam butlę keczupu
o objętości 2,8 litra, szampon który dostałam wystarczy mi chyba na cały rok,
byłam na wyprzedaży garażowej i zdążyłam wykorzystać bycie wymieńcem
("dzień dobry, jestem tutaj na wymianie z Europy i u nas nie ma takich samochodów
pocztowych. Czy mogę zrobić zdjęcie?").
Zwiedziłam Wallmart i nie macie pojęcia czym się
przejechałam!
Zostałyśmy opieprzone (ja i moja siostra, którą jakaś dziewczynka wzięła za moją bliźniaczkę!) przez jakąś kobietę i poproszona o
odstawienie tego na miejsce. Zgadnijcie jakiej wymówki użyłam, gdy później
złapała nas w przejściu by wyjaśnić dlaczego się zdenerwowała? Tak jest:
"bo ja jestem z wymiany i my nie mamy takich rzeczy w Europie". I tu
BUM, okazało się, że kiedyś gościła Koreańczyka. Właściwie z kim bym nie rozmawiała
to albo kogoś gościł albo zna kogoś kto gościł. I wiecie co? Ani razu po
powiedzeniu, że jestem z Polski nie usłyszałam "Holland". Wszyscy coś
kojarzą. Mój host brat doskonale zna Kopernika i sam wyjaśnił rodzicom kim był,
mój host tata zapytał o Marię Skłodowską-Curie, moja host mama jest fanką
historii i gdy tylko wyjęłam prezent związany z Solidarnością wiedziała co się
dzieje :)
Na razie zdziwiło mnie tylko, że chodzą po domu w butach.
Myślałam, że to tylko taki filmowo-serialowy zabieg :)
A z serii "pokaż nam jak mieszkasz":
Ten koc wiszący na łóżku przedstawia mapę Maryland z obrazowo zaznaczonymi atrakcjami i symbolami! A za tymi drzwiami mam małą garderobę. Mogę kupić duuuużo rzeczy :) |
A to moja własna, prywatna łazienka! Jej, witaj wanno <3 |
W środę zaczyna się szkoła, w poniedziałek jest tak zwane orientation. Troszkę się niepokoję jak sobie poradzę ze szkołą, ale to chyba dlatego, że ja muszę się czymś martwić ;)
Jej, nie mogę uwierzyć, że tu jestem!
Co o solidarności im kupiłaś?
OdpowiedzUsuńpowodzenia!!!!
Dla mojej młodszej host siostry (11) przywiozłam dwie lniane torby- jedną z bocianami i napisem "Made in Polska", drugą z tym takim czerwonym napisem "Solidarność" :)
UsuńFajny wpis. Masz bardzo ładny uśmiech :D
OdpowiedzUsuńGenialna przygoda z tą policją federalną, rzeczywiście można poczuć się jak na filmie xD Masz bardzo ładny pokój :)
Czekam na kolejną notkę. :D
Widzę że pobyt w US zaczął się świetnie, oby tak zostało! powodzenia! I czekam na następny wpis!
OdpowiedzUsuńPS: Śliczna jestes i bardzo optymistyczna!:)
Zapraszam
http://im-living-my-american-dream.blogspot.com/