Wczoraj ostatecznie i
definitywnie skończyłam odgruzowywać pokój dla Ashley która przyjeżdża na
wymianę do Gdańska z niewielkiej miejscowości w stanie Nowy Jork. Oprócz
spakowania walizki (właśnie skończyłam, mam 22 kilo z 23 dozwolonych) chowałam
rzeczy których nie potrzebuję przez ten rok ani ja, ani nikt inny, ale których
nie wolno wyrzucić. Wylądowały w piwnicy, w ilości następującej:
Mam nadzieję, że moje poświęcenie w sprzątaniu
zostanie docenione jako iż zabrało mi to dobre trzy dni (ale teraz jest
cud-miód, można jeść z podłogi!). Ashley przylatuje jutro późnym wieczorem,
więc będziemy mogły spędzić razem cały czwartek witając i żegnając się ze
starówką w zależności od planów na dzień następny, a w piątek będziemy mogły
wstać o wpół do czwartej rano i pojechać na lotnisko by pomachać mi łapkami na
dowidzenia! Hurra!
W chwili obecnej zajmuję się poprawianiem moich
rodziców w każdym możliwym momencie by Ashley nie nauczyła się przypadkiem
włanczać rzeczy które już sobie weśźnie. Pewnie nic jej nie uchroni, ale
postaram się gdzieś w połowie roku wysłać jej uświadamiającego maila.
Co do nocy spadających gwiazd to nic nie było
widać, chmury przysłaniały mi niebo aż do stratosfery, więc z optymizmu nici,
wybaczcie. Za to powtarzałam sobie w głowie jak mantrę troszkę inne życzenie.
Bo to, że ja nie widzę gwiazd to nie znaczy, że one nie spadają, prawda? Ha,
przechytrzyłam system, nikt z Was pewnie o tym nie pomyślał, dzięki czemu
szansa na spełnienie moich egoistycznych pragnień wzrasta o 100000000 procent!
A jeżeli będziecie trzymać za mnie kciuki (bo będziecie, bo mnie strasznie
wszyscy lubicie) to nie może się nie udać.
Zdajecie sobie sprawę, że już za jakieś 56
godzin będę siedzieć w samolocie!? Chociaż odejmując ilość godzin które
prześpię, przejem bądź przemedytuję pod prysznicem na zamartwianie się i
wymyślanie scenariuszy nie zostało wcale aż tak dużo czasu ;)
Tak strasznie nie mogę się doczekać, że aż się z
tego niedoczekania stresuję. Już chcę. Już chcę. Już chcę! Czyli następny wpis już najpewniej z amerykańskiej ziemi! :)
Życzę powodzenia i udanego lotu. A tak btw., to też jadę w tym roku na wymianę do USA
OdpowiedzUsuńhttp://mystudents-life.blogspot.com/
Podoba mi się Twoje pozytywne podejście! Oby tak dalej i powodzenia! Trzymam kciuki za lot i wgl za wszystko (Twoje życzenie też!) :)
OdpowiedzUsuńCzekam na wpis z USA <3
Zapraszam:*
http://im-living-my-american-dream.blogspot.com/
Kurczę, świetny blog <3 Już po pierwszych zdaniach dodałam się do obserwatorów, bo co jak co, ale styl pisania i ironiczne poczucie humoru to masz genialne ;33 Czekam na wpisy, postaram się komentować (chyba, że nie chcesz). Trzymam kciuki, że wszystko się uda :) Poinformuj jak się oddycha amerykańskim powietrzem :D Pozdrawiam i życzę powodzenia :)
OdpowiedzUsuńpodoba mnie się sposób w jaki piszesz ;) zapraszam do siebie: http://7535kmawayfromhome.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w Maryland! Zupowe pozdrowienia ze Seattle ;)
OdpowiedzUsuń