Właśnie kończy się mój pierwszy weekend w Stanach w ciągu
roku szkolnego. Byłam na swoich pierwszych amerykańskich zakupach...
...na meczu bejsbolowym...
...odwiedziłam Solomons Island i park wodny...
... widziałam motyla wielkości mojej dłoni,
upiekłam ciasto które zostało określone jako "jak prosto z dobrej
europejskiej cukierni", byłam na ewangelickiej mszy (która odbyła się w
audytorium mojego liceum i była S-U-P-E-R. W końcu zamiast użalania się nad
sobą i wpędzania w kompleksy było śpiewanie, klaskanie i trochę wspólnej
radości. Bliscy sobie ludzie się przytulali i trzymali za ręce. A po mszy można
było się poczęstować pączkiem i kanapką. I czy nie fajniej w ten sposób?) oraz wkuwałam słówka (jestem zrozpaczona
stanem mojego angielskiego który po całych dziewięciu dniach za granicą nadal
nie postanowił być biegły. Więc siedzę i czytam, oglądam i słucham zapisując
słówka. Może to przekona angielski to zmiany nastawienia).
W ciągu tych trzech dni szkoły zaczęłam się powoli przyzwyczajać oraz zamieniłam environmental science na english 12, więc w chwili obecnej mam dwa angielskie w ciągu dnia! Zastanawiam się nad zmienieniem AP angielskiego na trochę niższy poziom (english 11), ale zobaczymy co się z tego urodzi. Do tego zaczęłam wspinać się na wyższy poziom kontaktów społecznych i powoli kojarzę ludzi z większości moich zajęć. I już nie siedzę obok 'ghetto kids' podczas lunchu ;)
Niezrozumiałe jest dla mnie nadal czemu ludzie obściskują się na
schodach. Wyobraźcie sobie: w końcu udało Wam się zdobyć wymarzoną dziewczynę
(lub jej brzydszą koleżankę), hormony buzują, emocje szaleją, nie możecie się
od niej odkleić, koniecznie musicie łamać konwenanse w ciągu każdej przerwy...
I tu stajecie przed wyborem. Albo będziecie molestować innych Waszym widokiem
na schodach, które są zimne, szare,
zatłoczone i nieprzyjazne, albo przed bocznym wejściem do szkoły, gdzie również
jest tłoczno ale za to świeci słoneczko i rosną drzewka, nie jest duszno i
można wyprodukować trochę witaminy D. Co
wybieracie? Jasne, że śmierdzące schody, toć bliskość sali od matmy dobrze
wpływa na wasz i tak niezdrowo rozbuchany popęd płciowy. Argh.
***
Wszystkie samochody w okolicy trąbią żeby zasygnalizować, że są zamknięte. Nadal podskakuję za każdym razem :)
Wszystkie samochody w okolicy trąbią żeby zasygnalizować, że są zamknięte. Nadal podskakuję za każdym razem :)
***
Oni naprawdę używają czeków! Myślałam, że to było w użyciu tylko w okresie dzikiego zachodu i cylindrów, a tu się okazuje że nie!
Brzmi świetnie! Ale bym chciała tam być! :)
OdpowiedzUsuńCo do samochodów to tez na początku nie mogłam się przyzwyczaić do tego trąbienia, a teraz w Polsce tego mi brakuje ;p
Świetna notka, czekam na jakąś kolejną o szkole, ale jak już wyrobisz sobie opinię o wszystkim, jak na razie po paru dniach nie da się zbytnio czegoś stwierdzić, nie? ;)
OdpowiedzUsuńJasne, na razie mam zamieszanie z planem lekcji i ciągle zmieniam nauczycieli i lekcje. Ale nie martw się- mam rok na opisywanie ;)
UsuńHej. Jakie wydatki miałaś na początku w szkole? Za co i ile trzeba płacić? Trzymaj się!!!!
OdpowiedzUsuń-2 lub 5 dolarów za szafkę, w zależności czy duża czy mała (ale nie ma się wyboru, po prostu mówią Ci którą możesz wynająć).
Usuń- po 10 dolarów na Child Development (na materiały które będziemy wykorzystywać na lekcji) i Global Diplomacy (na prenumeratę magazynu który będzie wykorzystywany na lekcjach).
- do tego wszystkie możliwe zeszyty, skoroszyty i segregatory.
Za to książki wypożycza Ci szkoła.
Ja osobiście wydałam 2 dolce na szafkę, bo moja rodzina uparła się by mi wszystko fundować i dają mi hajs na WSZYSTKO. O szafce po prostu nie wspomniałam w domu ;)
Szczęściara. A sport, badania itp?
OdpowiedzUsuńMoże zacznijmy od tego, że nie jestem bardzo sportową osobą :)
UsuńByłam na kilku treningach cross country z moją siostrą, ale bieganie jest ZDECYDOWANIE nie dla mnie. Raz na kilka dni chodzę na basen, gdzie trenują obie moje siotry i brat (moja najstarsza siostra jest maszyną do sportu, z treningu cross counry biegnie na basen a po powrocie skacze na trampolinie, bo ma za dużo energii!). W semestrze zimowym chciałabym zapisać się na koszykówkę, bo bieganie za piłką uśmiecha mi się bardziej niż bieganie samemu sobie. Zobaczymy jak z tym będzie. Żadnych badań nie kazali mi zrobić, ani do cross country ani nigdzie. Pielęgniarka coś marudziła o szczepieniach, ale w Rotary powiedzieli że mam wszystko czego potrzebuję.
W tym semestrze chcę się skupić na klubach (Gay-Straigh Alliance i creative writing)oraz na angielskim. Na sport przyjdzie pora, szczególnie że na razie nie ma nic co by mnie bardzo pasjonowało.
Nie mów, że jestem szczęściarą, tylko sama spróbuj wyjechać! ;)
Bardzo, bardzo lubię Cię czytać. Twój blog to zdecydowanie mój ulubiony z tegorocznych.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie piszesz, nie mogę się oderwać !! Ja jestem już ponad dwa tygodnie w Tajlandii i za każdym razem gdy chcę coś powiedzieć po Angielsku obiecuję sobie, ze od jutra zacznę pracować nad swoim językiem. Od jutra.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !!!