piątek, 2 sierpnia 2013

Czternaście dni. Poemat do marzeń.

Czternaście dni do wylotu. Nie myślałam, że kiedykolwiek będę tak blisko wyjazdu na rok za granicę. Dwa tygodnie. Za dwa tygodnie o tej porze będę od dawna siedzieć w samolocie do Waszyngtonu, mając przed sobą ostatnie dwie godziny podróży. Wow. Panikuję. Reisefieber mnie dopadł, trzy razy wypełniłam już deklarację celną i nadal mam wrażenie, że ktoś się do czegoś przyczepi na granicy. Chyba jeszcze przez jakiś czas nie uwierzę, że to się dzieje.

Czternaście dni do wylotu. Ostatnie tygodnie przed wyjazdem spędzam robiąc to co lubię najbardziej, czyli chodząc boso po trawie, jeżdżąc rowerem leśnymi ścieżkami, kąpiąc się w jeziorze, pijąc hektolitry mrożonej herbaty i czytając książki. Najchętniej zabrałabym ich całą walizkę (po co komu spodnie?), ale to utrudniłoby mi przejście na angielski. W końcu jadę się go nauczyć, prawda? Ale będzie ciężko, nie wyobrażam sobie wieczoru bez lektury, czwartku bez Dużego Formatu i kwartału bez Kontynentów. Chyba będę musiała znaleźć amerykańskie zamienniki. Total immersion, jak to nazywa Rotarianin sprawujący pieczę nad wymieńcami w moim nowym klubie. Total immersion, 4-8 tygodni, żadnego skajpajowania z mamą, raz w tygodniu mail, że żyjesz i masz co jeść. Najlepiej po angielsku. Albo wpiernicz i siedzenie w piwnicy o chlebie i wodzie.


Czternaście dni do wylotu. Pożegnałam się już z klasą, z rodziną, ze znajomymi. Zostało mi kilka najtrudniejszych pożegnań, ale dam radę. Kto, jak nie ja? Cały czas słyszę, jaka to jestem dzielna i odważna. Jestem? To to wymaga odwagi? Żeby spełniać marzenia? Kiedyś usłyszałam, że jeżeli nasze marzenia nas nie przerażają to najwyraźniej nie są wystarczająco duże. Moje właśnie zaczęły mnie przerażać. Ale to chyba dobrze. Bo nie boję się samej wymiany- boję się, że nie dam z siebie wszystkiego, że ktoś mnie nie polubi, że nie będę miała w szkole samych A i że nie do końca zrozumiem czego się ode mnie oczekuje lub- w najczarniejszych scenariuszach- że wrócę i nie będę posługiwała się angielskim biegle. Ale chyba na pewno za bardzo się przejmuję. Mogę zbawić świat kalecząc stronę bierną. A przynajmniej mogę spróbować.


Strasznie narzekam. Jestem pełna optymizmu, aż do momentu gdy siadam przed komputerem i próbuję coś napisać. Sprawiam wrażenie, jakby wymiana była złem koniecznym i jakbym straaaaasznie nie chciała na nią jechać. CHCĘ. JESTEM SZCZĘŚLIWA. Herbata chlubocze mi w brzuchu, kot ociera się o nogi, za płotem mam las, zaraz poleżę w hamaku, poczytam o Afryce, popatrzę w chmury i na wiatr kołyszący koronami drzew. A przed wyjazdem czeka mnie jeszcze noc spadających gwiazd, to zażyczę sobie więcej radości, bym mogła przelać ją w słowa i wysłać Wam wszystkim.  


7 komentarzy:

  1. Boję się tego samego... ze nie dam rady dostawać samych A albo właśnie że nie będę umiała biegle sie porozumiec po powrocie. Bardzo dobrze ze wykorzystujesz ten czas na robieniu swoich ukubionych rzecz, bo ja na to czasu nie mam, a nawet jesli to nic mi sie nie chce... ale damy rade, tam, w wielkim swiecie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Również pozostały mi dwa tygodnie i też nadal nie mogę w to uwierzyć... Tyle lat czekałam na ten wyjazd, a teraz to się dzieje naprawdę! Tak jak Tobie lektury, tak mi najbardziej będzie brakować znajomych. Jestem tak totalnie uzależniona od ich towarzystwa, że nie wiem jak mam sobie poradzić bez nich. I tak jak Ty, na każdym kroku słyszę jaka to ja nie jestem odważna, a NIGDY nie traktowałam tego wyjazdu w kategorii bycia odważnym.
    Zobaczysz, że będziemy miały same A, w końcu Polak potrafi! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam pytanie ale nie wiem jak je dokładnie sformułować mam nadzieje że podołam ;) no bo skoro to host family wybiera sobie wymieńca to jak to jest z rotary bo tu się chyba mieszka u 2-3 rodzin o ile się nie mylę?
    więc polski klub wysyła cię do danego dystryktu i tam szukają ci rodziny? no bo chyba cięzko znaleźć 3 rodziny którym będzie idealnie pasowała akurat ta osoba.

    Mam też nadzieję że po tym miesięcznym szlabanie na komputer nie odechce ci się prowadzić bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, mam nadzieję, że to nie będzie miesięczny SZLABAN na komputer! Przecież ja go potrzebuję do nauki, do tłumaczenia! Postaram się umówić z rodziną, że raz w tygodniu jak będę pisać do rodziców to od razu machnę notkę na bloga. Zrobię sobie na przykład "Polskie Niedziele", gdzie będę siedzieć ciurkiem przez trzy godziny i pisać po Polsku.
      Tak, podczas wymiany Rotary mieszka się u 2-4 rodzin (chociaż Amerykanka która przyjeżdża do mnie do domu będzie mieszkać tylko u mnie, ponieważ ja jedna wyjeżdżam z Gdańska, a w Polsce to działa na zasadzie wyjazd-przyjęcie). Pewnie ze względu na to, że wtedy nie przyjmuje się kogoś na ROK, tylko na kilka miesięcy nie musi to być perfect match. Moja polska rodzina w ogóle nie miała możliwości wyboru, po prostu dostaliśmy papiery (chociaż pytali nas o preferencje związane z płcią wymieńca). Z kolei ja dostałam kwestionariusz rodziny amerykańskiej, gdzie zaznaczali czy ma dla nich znaczenie płeć (jeżeli tak, to którą preferują), czy mogą przyjąć wymieńca z żywieniowymi nawykami (np. mój wegetarianizm), czy mają zwierzęta (jeżeli tak, to nie dostaną wymieńca z alergią). Takie pierdoły. Wydaje mi się, że to jest tak, że jeżeli zgłosili się by gościć to na podstawie tego kwestionariusza przydziela im się odgórnie.
      Nie wiem jak to jest na wymianach z innych biur, ale rodziny rotariańskie nie dostają za gościnę żadnych pieniędzy. Robią to by poznać kawałek naszej kultury, by pochwalić się swoim krajem, by zrealizować zasadę "Service Above Self" która jest mottem Rotary. Więc też motywacje i oczekiwania rodzin rotariańskich są nieco inne niż rodzin innych organizacji.

      Usuń
  4. Mi zostalo 8 dni do wylotu, i bardzo sie ciesze ale tez bardzo stresuje! A szczegolnie pierwszym dniem w szkole. Nie wiadomo co nas wymiencow czeka :) Zycze ci powodzenia! Dodalam linka do twojego bloga na moim blogu, jesli to nie problem :) http://year-in-texas-s.blogspot.no/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty, Maria, ale weź wróć z tych Stanów XDD Poważnie mówię. Ja się o siebie boję, że nie będę chciała wracać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę tego , że wyjeżdżasz na rok:) Mi niestety się nie udało, choć to było moje największe marzenie... ;< Za to teraz robię wszystko żeby dostać się tam na studia, dlatego zapraszam :)
    http://im-living-my-american-dream.blogspot.com/

    PS. Śliczna jesteś:* Czekam na kolejny wpis!

    OdpowiedzUsuń