W poniedziałek 16 września minął równo miesiąc od kiedy
przyjechałam do Stanów. Z tej okazji dałam się naiwnie wkręcić, że wyrażenie
"spooning" oznacza to samo co "cuddling". Jestem wdzięczna
swojemu szóstemu zmysłowi, że sprawdziłam to dokładnie, zanim zdecydowałam się próbować wypaść mądrze w rozmowie. Wypadłabym wszystko but mądrze.
Generalnie w końcu znalazłam grupę która dzieli moje polskie
poczucie humoru (chyba nazywają to tutaj "social awkwardness"). Oznacza
to nie mniej, nie więcej, że nabijamy się z siebie nawzajem w sposób który jest
jawnie rasistowski, homofobiczny lub nacjonalistyczny i wszystkim to odpowiada.
Ohohoh, w końcu bezpieczny azyl dla niepoprawnych politycznie! VIVA LA TEATR!
Ohohoh, w końcu bezpieczny azyl dla niepoprawnych politycznie! VIVA LA TEATR!
W czwartek w Chinach obchodzono święto księżyca. Z tej
okazji trochę posmutałam, że nie przeżywam tego w takim czaderskim miejscu jak Alex i nie mam okazji zjeść tych wszystkich przysmaków. Jednak moje
rozżalenie nie trwało jakoś specjalnie długo, ponieważ nauczycielka chińskiego
zorganizowała nam moon cakes! Połowa mojej klasy się krzywiła po spróbowaniu,
druga połowa miała minę "cotozadziwnejedzenie?" a ja... ja czułam się
jak na wigilię. Ciasteczko smakowało łudząco podobnie do makowca. Nie mam
pojęcia czemu, ale bardzo poprawiło mi to humor. :)
Do tego zaczęłam dzierganie od nowa. Nie ma co, wciągnęło
mnie. Ciekawe jakie to uczucie, nosić szalik zrobiony własnoręcznie!
Gdzieś pomiędzy wszystkimi tymi atrakcjami zjadłam strasznie
amerykańskie ciasteczko oraz prawdziwego doughnuta z dziurką. Był zdecydowanie
zbyt słodki, zbyt czekoladowy i w ogóle ZBYT.
W piątek jako, że był dzień wolny (tak ni z gruszki ni z
pietruszki zrobili sobie radę pedagogiczną) wybraliśmy się na St. Mary's County
Fair, czyli po naszemu- na festynojarmark!
Maryland nie jest stanem rolniczym... przez większość czasu. Rolnictwo nie jest jego głównym źródłem dochodów, ale jak wszędzie jakiś procent ludzi zajmuje się hodowaniem nam jedzenia. I właśnie wszyscy Ci ludzie zjechali na Fair, by stanąć w konkursie na najlepszą świnię/krowę/kurę/kaczkę/konia/kozę/owcę.
Maryland nie jest stanem rolniczym... przez większość czasu. Rolnictwo nie jest jego głównym źródłem dochodów, ale jak wszędzie jakiś procent ludzi zajmuje się hodowaniem nam jedzenia. I właśnie wszyscy Ci ludzie zjechali na Fair, by stanąć w konkursie na najlepszą świnię/krowę/kurę/kaczkę/konia/kozę/owcę.
Spędziłam tam kilka godzin, wypiłam swoje pierwsze w życiu piwo korzenne (które jest napojem kompletnie bezalkoholowym) oraz smażonego na głębokim tłuszczu
snikersa (ponieważ wyznaję zasadę "nie poznasz jedzenia, nie poznasz
kultury" i zamierzam próbować wszystkiego co się nadarza nie ważne jak
paskudnie by brzmiało).
Dwie ostoje polskości na jednym festynie! ;) |
Tak sobie szłam z tym moim root beer i naprawdę czerpałam z niego przyjemność
tak bardzo, że aż zaczęłam się zastanawiać czy moje kubki smakowe przyzwyczaiły
się już do amerykańskiego stężenia cukru czy może akurat ten napój jest
przystosowany do europejskich podniebień. Zastanawiające.
Do tego miałam okazję być świadkiem wyścigu prosiaków (?)
W sobotę całe moje usportowione rodzeństwo miało zawody
sportowe (każde gdzie indziej) i oprócz tego, że zaprosili mnie do kibicowania
zastrzegli, że pewnie będę się okropnie nudzić. Tak więc zostałam sama w domu i
spełnił się największy koszmar exchange studenta... zadzwonił telefon
host-rodziny. Tak długo się zastanawiałam czy odebrać, że w końcu przestał
dzwonić. :)
Pracowałam nad projektem-plakatem na historię o dołączeniu
Hawajów do USA śpiewając na głos (musiałam wykorzystać brak ludzi w okolicy!).W
tym miejscu muszę Was poinformować, że moje umiejętności artystyczne są takie
same jak moje umiejętności wokalne, a ostatni plakat robiłam w gimnazjum, więc
mam szczerą nadzieję, że nie zobaczy go nikt kto wie jak wyglądają Hawaje.
W niedzielę mieliśmy zaplanowany wypad do Waszyngtonu, ale
niestety musieliśmy to przełożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość. Spędziliśmy
miły dzień jedząc home-made pizzę i starając się przygotować do szkoły. Ja
oglądałam filmiki z dziećmi, jako ze nie udało mi się wyczaić żadnego do
obserwowania w ramach pracy domowej na Child Development.
Pół dnia przesiedziałam na ganku męcząc prozę Krakauera i wkuwając słówka mające ponad dziesięć liter. Dostałam ulotkę od gościa w kapeluszu zapraszającą mnie na mennonicką mszę. Swoją drogą odnoszę wrażenie, że tylko ja korzystam z uroków pogody wygrzewając się w fotelu na zewnątrz. Eh, amerykanie i ich miłość do klimatyzowanych wnętrz... :)
Jak smakowal ten smazony snikers?
OdpowiedzUsuńW środku był całkiem dobry, ciepły, miękki baton. Ale ta tłuszczowa otoczka była paskudna. Jakbyś jadła, hmm... tłuszcz? :)
UsuńDobre jest to piwo korzenne? :D
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to ludzie kupowali tą polską kiełbasę na festynie?? Bo słyszałam, że lepiej tego unikać xD
Po za tym to fajna notka, jak zawsze zresztą ;)
Mi smakowało, ma trochę imbirowo-miętowy posmak i nie jest za słodkie (przetestowałam swoje kubki smakowe na lemoniadzie. Nadal nadają na europejskich falach ;) ). Moje rodzeństwo nałogowo żuje gumę o tym smaku, ale nie wszystkim pasuje. W każdym razie jak będziesz miała okazję to spróbuj, zachęcam!
UsuńCo do jedzenia na festynie- moja host mama jak się dowiedziała, że zjadłam coś z takiej budki to się złapała za głowę i bacznie mnie obserwowała. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak to jedzenie się robi. Cóż, no risk, no fun!
Dziękuję bardzo za pozytywny feedback, miałam wrażenie, że się powoli wypalam literacko!
Droga nieznajoma! Dostałam dziś od nieznajomej kartkę, co prawda bez Stopy Lincolna, ale jest przeurocza i cudowna i cieszę się jak dziecko. Wisi teraz na środku mojej tablicy korkowej i się zachwycam. Może nieznajomej wyślę kartkę z Gdańska, żeby nie zapomniała, że Gdańsk pamięta?
OdpowiedzUsuń