Dzisiaj o 14:32 po dwudziestu minutach oczekiwania odbyła się ustna część FCE z moim udziałem. Zadziwiłam sama siebie, nie stresowałam się w ogóle, miło uśmiechałam się do Pani Egzaminatorki która oddawała uśmiechy energicznie kiwając głową oraz do Kuby, który zdawał ze mną, trzęsąc nogą i wykręcając palce. Miałam straszną ochotę poklepać go po ramieniu i powiedzieć, że wszystko jest okey, że świetnie mu idzie. Najwyraźniej zapomniał o wnioskach, do których doszliśmy kilka minut wcześniej w pokoju dla oczekujących na egzamin. Rozmawialiśmy sobie miło o pierdółkach, aż obgadaliśmy dokładnie do jakich szkół chodzimy, na jakich profilach jesteśmy i co chcemy robić w przyszłości. Wtedy wzięliśmy na tapetę egzamin i wspólnie ustaliliśmy, że praktycznie nie jest nam do niczego potrzebny i nie ma się co stresować. Biedny Kuba. Wiem, że dostałby dużo lepszy wynik, gdyby podszedł do tego spokojnie. Ale już w sobotę będzie Biedna Maria, która nie zna angielskiego i nie jest w stanie napisać gramatycznie poprawnego zdania, szczególnie w pięciogodzinnej sesji.
A tak swoją drogą miałam rację, mówiąc, że moje dokumenty czekają aż zdam ten okropny First Certificate. Wracam do domu (właściwie nie swojego, ale to mało istotne), otwieram pocztę żeby usunąć góry spamu i co się okazuje? Że dostałam maila o temacie „Rotary Youth Exchange to USA”!
Napisał do mnie mój counselor (coś w
stylu anioła stróża), mówiąc mi, że właśnie skończył wypełniać moje papiery i
wysyła to do Polski. Dowiedziałam się od niego, że będę mieszkać w Leonardtown,
Maryland. Obiecał, że niedługo to miejsce zamiast bycia kolejną nazwą stanie się
moim nowym, ulubionym domem, a w pierwszej rodzinie będę miała dwie siostry i
brata (jej, ZAWSZE chciałam mieć siostrę, ale żeby aż dwie na raz!?), są
strasznie podekscytowani moim rychłym przyjazdem i cierpliwe mam czekać, aż się
ze mną skontaktują. Mój Anioł Stróż ma polskie korzenie, jednak jedne co
potrafi wybąkać to zamówienie pierogów (coś czuję, że się dogadamy!).
Maryland? Początkowo fuknęłam i
zaczęłam się zastanawiać gdzie to jest. Ale wiecie co? Ten stan jest nazywany „Ameryką
w miniaturze”. Ocean, góry, zatoka, rzeki, Baltimore, a do tego graniczy z
Waszyngtonem DC (stolica USA). Tylko żal mi, że ominie mnie sztuka na
Broadwayu. Tym się najbardziej cieszyłam, myśląc o Nowym Jorku.
Ale co z tego, będzie E-P-I-C-K-O.
Już nie mogę się doczekać!