„Na
wymianie człowiek uczy się między innymi dostosowywania do otoczenia i bycia
spontanicznym” stwierdziłam myśląc o wyjeździe. O ile dostosowywanie do
otoczenia i innych ludzi opanowałam w stopniu zadowalającym (na takie mocne
cztery plus, a w histerię z byle powodu od dawna nie wpadam ;)), to nad moją
spontanicznością można by popracować (żebym chociaż przestała planować dwa
tygodnie naprzód!). Ale jak tu się za to zabrać, gdy szkolny harmonogram wręcz
napędza machinę stresującego wpisywania działań w rubryczki i nękania mnie
niezliczoną ilością materiału który przecież trzeba rozpisać i rozłożyć, bo jak
to tak inaczej?
Na szczęście mój przyspieszony kurs bycia spontanicznym zaczął się jeszcze
przez wylotem, a nawet przed kupnem biletu czy zdobyciem wizy. Akurat
siedziałam sobie spokojnie w pokoju, licząc ile to zadań muszę robić dziennie,
żeby zdać maturę z matematyki na odpowiednim poziomie (bo zostało przecież
tylko półtora roku!) gdy dowiedziałam się, że mnie zaakceptowali, że jadę do
Stanów! Właściwie, to byli niezmiernie zdziwieni, że jeszcze tego nie wiem, bo
zadzwonili żeby mnie opieprzyć, jako iż jeszcze nie zapłaciłam za spotkanie
preorientacyjne. Uwielbiam takie sytuacje, gdy dowiaduję się, że następnego
dnia muszę być w mieście oddalonym o 170 kilometrów i spędzić tam cały weekend.
Ale cóż, pojechałam, świetnie się bawiłam, poznałam całą masę innych wymieńców oraz
BARDZO mnie nastraszyli. Swoją drogą- CHWAŁA Rotary za to spotkanie (ja jestem
jeszcze bardziej podekscytowana i mogę się dzielić tym z ludźmi których czeka
to samo, a moja mama wie już jak przeżyć z amerykanką pod swoim dachem :)) oraz
za pracę nad moją spontanicznością ;)
Teraz nie mogę się doczekać mojej Guarantee Form (potwierdzenia od rodziny i ze
szkoły, które pozwoli mi ubiegać się o wizę), która powinna przyjść w ciągu
trzech tygodni. Strasznie chciałabym się już dowiedzieć, gdzie dokładnie będę
mieszkać, na szczęście jeszcze 80% wymieńców nie ma dokładnego placementu (a
już na pewno żaden z tych, którzy jadą do USA), więc niczym się nie przejmuję :)
M.